Jak żyć mądrze?

Posted by Gopi | Posted in

Kiedy człowiek stoi na rozdrożu i szuka dla siebie najlepszej drogi każda wskazówka jest mile widziana. Rozglądamy się to tu, to tam, zastanawiamy, pytamy się o drogę i wciąż nie umiemy się zdecydować, czy aby na pewno robimy słusznie...

Mam takie wrażenie, że w podobnym stanie spędzam większość własnego życia. Teraz kolejny raz muszę podjąć strategiczne decyzje, pokierować dokądś swoją łajbę, mając nadzieję, że nie skończę na skałach lub na mieliźnie i nie obudzę się za dwadzieścia lat z pretensjami do młodszej siebie, zgorzkniała i nieszczęśliwa.
Śledząc dorobek ludzkości można jednak znaleźć trochę wskazówek, czy nasze życie zmierza w dobrym kierunku. Są porozwieszane niczym drogowskazy w naszej kulturze, wystarczy się trochę rozejrzeć. Powywieszali je ludzie przed nami, wiedząc, jak trudne przed nami zadanie. Można powiedzieć, że każde inne jest dużo mniej skomplikowane- bo jakim wyzwaniem jest skończenie studiów, wejście na najwyższy szczyt, małżeństwo lub rodzicielstwo wobec misji nadania sensu własnemu życiu?

Drogowskazy znajdują się w mądrych opowieściach, książkach (nie tylko tych świętych), baśniach i podaniach, a ich kanon wydaje się niezmienny. Łatwo rozpoznać takie przykazania, bo jak napisała pewna autorka: nigdy nie zaczynają się od słowa "powinieneś". Po prostu stanowią rodzaj duchowych zaleceń, regulamin bycia fair wobec siebie i innych. Postanowiłam pozbierać te, które mi wydają się niezbędne i stworzyć listę, głównie dla siebie samej, bym wiedziała, w którą stronę skierować swoje kroki i z czego się rozliczać. Może jednak komuś się przyda ta enigmatyczna wyliczanka:



  • Pierwszą, złotą zasadą, jest bycie szczerym. Głównie wobec sobie. Zobaczenie spraw, tak, jak naprawdę wyglądają, a nie tak jak je sobie wyobrażamy lub chcielibyśmy je widzieć.Bardzo często się oszukujemy- tkwimy w związkach, które się wypaliły lub nam szkodzą. Dotyczy  to nie tylko kontaktów międzyludzkich, lecz także przedmiotów lub czynności. Często wystarczy tylko naprawdę zrozumieć (czy też raczej poczuć całym sobą), że dana sytuacja nam nie służy, by się z niej wyleczyć. Nie umiem opisać tego wrażenia, ale szczerość w stosunku do samego siebie po prostu uzdrawia, a za nią idzie też szczerość wobec innych.
  • Drugą rzeczą, o której próbowali nas uczyć pradawni i obecni filozofowie. jest życie chwilą obecną. Nie można przeżyć życia lepiej niż być obecnym w każdej, kolejnej jego sekundzie. Droga do bycia obecnym polega na... byciu obecnym. Tadam! Takie proste, a takie trudne zarazem, szczególnie w naszej nawykłej do wiecznego zatopienia w myślach cywilizacji (bycie obecnym najlepiej ćwiczy się w lesie lub innym dzikim miejscu, gdzie bywają szyszki).
  • Trzecia sprawa to pozwalanie sobie na upadki, pomyłki i błędy. To straszne, ilu ludzi ( w tym ja) karze się za to, że nie jest idealnym. A życie jest sinusoidalne, ma okresy wzrostu i okresy zaniku. Tak samo jak my.
  • Punkt czwarty to akceptacja dla rzeczy, na które nie mamy wpływu. Choć też nie jestem od tego wolna- bawi mnie, gdy ludzie się irytują o to, że pada deszcze, góry są wysokie i przesłaniają widok, a sosna przed domem rośnie pod takim, a nie innym kątem. Tak samo, jak na to, że Agnieszka jest powolna (zawsze była, to część jej natury), a ja nie umiem tańczyć baletu (bo niby skąd, skoro nigdy się nie uczyłam?). Ale ludzie wiedzą lepiej i spędzają większość swoje życia nad tym, w kwadratową dziurkę wsadzić okrągły kołek.  A chyba nie warto?
  • Punkt piąty, niezbędny dla dobrego życia, to posiadanie dekalogu. Można ułożyć własny, skorzystać z 10 przykazań lub 5 buddyjskich. Albo innych. Wszystkie one są bardzo uniwersalne i podpowiadają, jak rozwiązywać konflikty sumienia.
  • Następny, ostatni punkt na mojej liście to ... miłość. I to nie tylko ta wąsko rozumiana, jaka łączy poszczególnych ludzi, lecz także pasja do pracy, uwielbienie dla muzyki, sztuki itp. Posiadanie swoich umiłowanych zajęć, rzeczy, miejsc, zjawisk itp.

Wiem, że to niewiele. W sumie sama, gdy pytam siebie : jak mądrze żyć, wolałabym odpowiedzi w rodzaju: przez najbliższe trzy lata pracuj tu, a tu, spotykaj się z tym i z tym, rób to i to i odpoczywaj w każdą niedzielę. A po następne wskazówki udaj się za trzy lata pod stary dąb na końcu parku...
Na szczęście lub nieszczęście - każdy z nas musi przeżyć swoje życie zupełnie sam. I tylko on sam jest w stanie ocenić, czy żyje mądrze czy nie. Inni, w tym wypadku, mogą się co najwyżej mądrzyć ;)

Minimalizm czyli ile rzeczy potrzebuje szyszka?

Posted by Gopi | Posted in

szyszka ostatnio miała mi nieco za złe, że zaniedbuję misję krzewienia lasu w życiu swoim i innym, choć w sumie spowodowane było to odpoczynkiem od komputera. W pracy spędzam przy nim średnio 7-8 h dziennie, więc popołudniami postanowiłam zrobić sobie urlop. By udobruchać szyszkę przeszłyśmy na tematy filozoficznie nieinternetowe i gdzieś, niestety, padło hasło minimalizmu życiowego. szyszka nie wiedziała co to, ale definicja w "Słowniku wyrazów obcych" Kopalińskiego bardzo przypadła jej do gustu. Szybko zażądała więcej informacji. I się zaczęlo...

 Przeciętna szyszka, poza samą sobą, posiada najwyżej kilka zagubionych sosnowych igieł między blaszkami. Niekiedy liść, a czasami broszkę z martwego robaczka. Szczęściary, spoczywające w pobliżu jarzębiny, mogą liczyć na czerwony owocyk. Lista zamknięta. Szanująca się szyszka leśna nie ma nic więcej.

szyszka postanowiła więc zmusić mnie do zastanowienia się, ile rzeczy, które posiadam, naprawdę są mi potrzebne? Z ilu korzystam regularnie choć raz w roku, a ile trzymam przez przypadek, przyzwyczajenie lub po prostu z lenistwa? Na szczęście nie kazała mi liczyć wszystkiego, co do sztuki, bo pewnie liczba byłaby ogromna. 

Jednak konkluzja całej akcji, wspartej zresztą przez kilka worków na śmieci i niepotrzebne ubrania i przedmioty, była zasmucająca. Żyję w cywilizacji śmieci, której do lasu po drodze tylko wtedy, gdy chce się zaoszczędzić na opłatach za wywożenie śmieci. Producenci, pochłonięci pogonią za zyskami, projektują i sprzedają mi przedmioty, które mają się zepsuć, stać niemodnymi lub niemożliwymi do eksploatacji (np z braku odpowiednich elementów wymiennych) najpóźniej w przeciągu 3-4 lat. Później, zgodnie ze wzorcami, które podprogowo próbują mi wmanipulować reklamy, zapewne truchcikiem pobiegnę do sklepu po nowe, by pokazać światu, że nadążam, mam, posiadam i w ogóle materialnie trzymam się świetnie.  Stare wymieniam na lepsze, nie przejmując się losem tego poprzedniego, które zasila hałdy śmieci. Samych, nierozkładalnych woreczków foliowych wyprodukowaliśmy tyle do tej pory, że można by nimi zasłać całą planetę warstwą grubości kilku metrów. Chcielibyście żyć na takiej planecie? Przez te worki giną zwierzęta i rośliny. Niby zamieniliśmy je na biodegradowalne, ale jedynie w kilku krajach Europy- reszta świata dalej zawija naszą planetę w plastikowy syf. A przecież jednorazówki to zaledwie czubek tego, co udało nam się wytworzyć do tej pory. Radośnie przemy w marszu po nowe gadżety. 
Prawdą jest, że większość z nas wykorzystuje na co dzień jedynie ok. 10% posiadanych zasobów. Moja mama posiada 12 serwisów kawowych. Nigdy nie widziałam, by korzystała z jakiekolwiek- woli kubki. Sama zresztą nie jestem lepsza, choć ostatnio trochę zmądrzałam.


szyszka kiwała blaszkami z wyrazem, który z szyszkowego na ludzki można by przetłumaczyć jako coś pomiędzy politowaniem a zrozumieniem. szyszka wie, że przestrzeń jest skończona i trzeba ją szanować. Więc obiecałam jej, że naszą (a co myśleliście- mieszka ze mną!) wspólną powierzchnię życiową zacznę wreszcie traktować na poważnie, co też uczynię wedle niniejszej szyszkolisty:

  • postanowiłam nie przetrzymać i nie kupować rzeczy, z których nie korzystam regularnie, nie są mi potrzebne ani mi się nie podobają
  • robić zakupy jedynie z listą, a nie pod wpływem impulsu- tu ponoć doskonały jest sposób postanowienia, ze rzecz, która nam się spodobała, kupimy za 2 tygodnie, ten czas pozwala zweryfikować zachciankę
  • nie zagracać pomieszczeń- łatwiej w sumie utrzymać porządek, gdy mamy mniej rzeczy
  • pogodzić się z myślą, że rzeczy mamy na jakiś czas, a nie na zawsze. Panta rhei- szczególnie w świecie materialnym. Nacieszyć się,  a potem puścić dalej w obieg.
  • nauczyć się, że podręczny majątek powinien mieścić się bardziej w walizce niż w tirze
czyli czynię kroki do materialnego minimalizmu. Ponieważ już uwolniłam kilka moich szaf- czas uwolnić jeszcze parę miejsc. Ideałem ma być posiadanie około tysiąca przedmiotów. Biorąc pod uwagę moją biblioteczkę, sporo mi zostało do zrobienia, ale szyszka dopinguje. 

Co zrobić z nudą? Rady prosto z lasu

Posted by Gopi | Posted in

Teraz nastąpi wykładnia prostej jak pień sosny szyszkozofii, czyli leśnej filozofii. szyszka stworzyła ją sama, leżąc na wspominanej wcześniej ścieżce austriackiego parku, a mnie wybrała jako orędownika. Sami zdecydujcie, czy trafiła dobrze ;)

Mądre powiedzonko rzecze, że inteligentni ludzie nie nudzą się nigdy. szyszka mówi inaczej: nie nudzą się ci, którzy nie wyszli za bardzo z lasu. Procent obecności lasu w Twoim życiu jest sumą Twojego szczęścia i zadowolenia. Nie chodzi tu jednak o życie w lesie w sensie dosłownym: inaczej wszyscy leśniczy świata kończyliby w kaftanie bezpieczeństwa jako wiecznie uchachani wariaci. Las, czy raczej natura powinna istnieć w Twoim wnętrzu. Jeśli Twoje życie jest naturalne, harmonijne i zgodne z Twoimi predyspozycjami- z radością czekasz na każdy dzień, a Twój uśmiech rodzi się na niemal wszystko: kamyk przy drodze, uśmiechnięte dzieci na placu zabaw czy smaczny obiad. Nuda w Twoim życiu jest rzadkim gościem, chociaż gdyby poprosić o opinię "mądrych" ludzi, mogliby stwierdzić, że Twoje życie jest puste: nie masz ciśnienia na karierę, na pieniądze, na nowe gadżety. Nie biegniesz nigdzie.

Ludzie z lasu nie biegają bez potrzeby- owszem, czasami trzeba dogonić uciekający autobus PKS, złapać psa albo wziąć udział w sztafecie. Ale zasadniczo idą przez życie równym, miarowym krokiem, przystając co krok, by nacieszyć się widokiem i okolicznościami. Reszta natomiast gna na złamanie karku. Nawet nie dosłownie, chociaż szybki krok stał się charakterystyczny dla wielu ludzi. 90% naszej populacji biegnie ze swoimi myślami daleko w przyszłość. Nie ma ich w miejscach, w których się znajdują, nie widzą otoczenia, nie słyszą swoich rozmówców- ich myśli gnają na spotkanie, które ma być za miesiąc, kręcą się wśród obiecanej premii, awansu albo drżą na myśl spadków giełdy, które mogą nastąpić jutro. Natłok myśli stał się lekiem na największą bolączkę naszych czasów: nie chcemy być tam, gdzie jesteśmy. Nie podoba się nam nasze obecne życie. Nie krzyczymy głośno: chwilo trwaj! W tej chwili umieją to chyba tylko szyszki.

Nuda rodzi się właśnie z naszego niezadowolenia. Od małego wpaja się nam, że powinniśmy mieć wszystko co najlepsze. Uczy się nas, że jeśli coś nie jest takie, jakie powinno być zdaniem ogółu (albo przynajmniej naszym prywatnym), to pierwsze co powinniśmy zrobić, to strzelić focha na życie. Niektórzy dodają, że owszem, możemy nawet próbować zmieniać okoliczności, ale tylko naburmuszeni, wkurzeni i przestraszeni. Wiecie pewnie, jacy skuteczni jesteśmy w takim nastroju? Im wyższy poziom wnerwienia, tym mniej konstruktywni jesteśmy. ale co zrobić, jeśli większość z nas wierzy szczerze, że niezadowolenie to rodzaj szantażu wobec życia: ja się obrażam, a ty spełniaj moje warunki. Problem leży w tym, że życie nie gra z nami w karty- ono je rozdaje. Niezadowolenie to potężna broń, ale może o niej porozmawiamy kiedy indziej.
Wracając natomiast do nudy- uczucie to jest wspaniałe. Powinieneś się cieszyć, kiedy czujesz się znudzony. Im większa nuda, tym lepiej. Nuda to sygnał, że Twoje życie jest puste, a Twoja dusza obumiera. Możesz teraz chichotać, złościć się albo uznać, że szyszka plecie trzy po trzy. Jednak pewna część naszej osobowości (nazwijmy ją duszą) domaga się pełni. Tę pełnię daje tylko prawda. Prawdziwe przyjaźnie, prawdziwa sztuka, prawdziwe doznania, prawda o sobie. 

Jeśli uczucie nudy jest dojmujące to znaczy, że napełniasz swoją duszą różnego rodzaju protezami. Sztucznymi znajomościami, sztucznymi uczuciami, sztucznymi zainteresowaniami. Zastanów się, ile w swoim życiu robisz dla swojej duszy? Ile starasz się każdego dnia przemycić piękna świata i urody życia do swojej egzystencji? Z iloma ludźmi ze swego otoczenia czujesz pewnego rodzaju duchowe pokrewieństwo, a spotkania z nimi napełniają Cię spokojem? Kiedy ostatnio zrobiłeś coś dla siebie, dla radości tworzenia lub z prostej przyjemności, a nie dla poklasku i uznania? Ile przedmiotów w Twoim otoczeniu jest pięknych? Jak często spędzasz czas na łonie natury?

Wmawia się nam, że wszystko co robimy, powinno nas prowadzić do Wielkiej Nagrody. Do wymarzonego awansu, zbawienia, kariery, miłości wybranej osoby. Problem polega na tym, że cokolwiek zrobimy (może poza zbawieniem, ale tu szyszka nie ma kompetencji jako animistka) - i tak Wielka Nagroda jest często wypadkową różnych zbiegów okoliczności. Ale wolimy ganiać na marchewką jak królik w obrotowym kółku. Gdy marchewka dostanie się w nasze ręce- podgryziemy ją, ale szybko się nudzimy. Marchewki mają małą wartość kaloryczną dla naszej duszy. Nie nakarmimy duszy tak zwanymi sukcesami, bo one są puste w środku. Trzeba niezwykłej odwagi, by odkryć, że jest się tresowaną małpką, kontrolowaną za pomocą strachu i wizji nagrody. Ale właśnie to czyni z nami społeczeństwo. Małpka jest posłuszna, biega tu i tam, kocha oklaski i pochwały, boi się krytyki, chce więcej i więcej sukcesów. W głębi duszy czuje jednak znudzenie, niedosyt, rodzaj niepokoju, że to nie to, czego pragnęła. 

Jeśli czujesz się właśnie jak ta małpka- jesteś na dobrej drodze do zmiany swojego życia. Poczuj swoją nudę, zagłęb się w nią, pobądź z nią chwilę. A potem wróć do lasu. Mentalnego oczywiście. Uprość swoje życie, wyrzuć z niego różne pożeracze czasu, używki, toksyczne znajomości, słowem wszystko co szkodzi.. Idź na spacer, zakosztuj najprostszym przyjemności, jak pogawędka z dobrym przyjacielem, mądra książka, obcowanie z Sztuką (taką prawdziwą, poruszającą), lub słodkie lenistwo na ławce w parku w promieniach słońca. Szukaj prostych przyjemności, które do Ciebie przemawiają. Sam wiesz najlepiej, jakie. Tylko najczęściej ta wiedza utonęła pod zwałami tak zwanego "wychowania" i różnego rodzaju wymówek: "nie wypada", "to nie opłacalne", "nie mam czasu".

  • szyszka zastrzega, że to jej punkt widzenia świata. Nie dla wszystkich może być skuteczny, nie wszyscy mogą go rozumieć. szyszka mówi, że wolność słowa pozwala mówić, co chce się powiedzieć. Czytelnik sam zdecyduje, czy skorzysta.

Szyszka w polskim lesie...

Posted by Gopi | Posted in ,

Dziś szyszka była z pewnym archeologiem, wykrywaczem metali oraz mną w pewnej polskie puszczy. Efektem jest cały worek przemyśleń oraz kilka sztuk ceramiki.
Ponieważ nie byłyśmy same- nie rozmawiałam z szyszką za wiele. Dałam jej natomiast okazję poprzebywać z towarzystwie innych szyszek na leśnej polanie. Miałam nadzieję, że się trochę rozerwie. Gdy ją zabierałam, pytając o wrażenia, stwierdziła tylko: "polskie szyszki marudzą tak samo dużo jak Polacy".
Zamurowało mnie, bo myślałam, że akurat polska przyroda nie jest skażona.

...

Mhh... Nic więcej nie mam do dodania.

Polska Malkontentka & Austrian Szyszka Company

Szyszka o korporacji

Posted by Gopi | Posted in

szyszka zwykle dość wyraźnie informuje o swoich poglądach życiowych, zazwyczaj za pomocą niezwykle wdzięcznych hasełek. Brzmią one mniej więcej tak: "wyżej sosny nie podskoczysz", "szyszką się urodziłeś, szyszką jesteś, szyszką umrzesz", "jeśli chcesz zostać różą- uważaj, byś nie skończył jako kompost dla lepszych". 

Zwykle puszczam je mimochodem- w końcu co jakiś kawałek sosny może wiedzieć o życiu. Okazuje się jednak, że chyba istoty z lasu są mądrzejsze niż wielce cywilizowany gatunek homo sapiens. Przynajmniej w kwestii samoakceptacji i zrozumienia dla własnej natury. Szyszki nie mają kompleksów. Prawdę mówiąc, mają głęboko w d... co o nich myślisz. Są zajęte byciem szyszką i żadnej z nich nie przychodzi do głowy, by przeistoczyć się nagle w jeżowca, bo akurat jeżowce są na topie w National Geographic. Trochę inaczej niż nam, prawda? 

Przekonałam się o tym ostatnio w dość dziwnych okolicznościach. W czasie, gdy poznałam szyszkę, trwał proces rekrutacji do Programu Ekstraklasa Tesco. Nienawidzę marketów- pracowałam tam trochę. Brak dziennego światła, dudniąca muzyka, suche powietrze oraz poczucie zamknięcia- wszystko, co sprawia, że czuję się chora. Nie próbuję więc zgadywać, co sprawiło, że wypełniłam ankietę zgłoszeniową do wyżej wymienionego programu. Nie chcę nawet myśleć, jakim cudem ktoś wymyślił, że się nadaję. Przeszłam trzy etapy: selekcję CV, rozmowę wstępną, test angielskiego. Gdy byłam w Wiedniu (już z szyszką w torebce) dostałam maila z zaproszeniem  na ostatni etap- 8 godzin Centrum Oceny w Krakowie.

szyszka miała niezły ubaw, słuchając mych życiowych wynurzeń na temat mojej wielkiej kariery w korporacji. Jako urodzona optymistka dzieliłam skórę na żyjącym niedźwiedziu. szyszka doskonale wiedziała, że broni do ustrzelenia tego zwierza nie mam, a w ogóle w porównaniu w resztą myśliwych to jestem amatorką. Chichotała cichutko, gdy mijałam każde Tesco z mieszanymi uczuciami. Jej śmieszek cholernie utrudniał zagłuszanie negatywnych odczuć i zdrowego rozsądku. gdzieś wewnątrz mnie ta mądrzejsza część wiedziała, ze pcham się w miejsce nie dla siebie. Jest tyle fajnych życiowych dróg, a ja zamierzam się wpakować do podziemnego tunelu?

Ostatecznie okazało się, że w porównaniu z konkurencją nie jestem amatorką- jestem stuprocentową wegetarianką. Gdyby rekruterzy wiedzieli, że gadam z szyszką i zabrałam ją na assesment- prawdopodobnie okazałabym się także wariatką.

szyszka nie mogła mi odpuścić. Do teraz w sumie szumi coś o cenieniu się i szanowaniu własnych potrzeb. Mówi o nauczce. O tym, jak niewiele trzeba, by sprowadzić nas z naszej drogi, skusić do porzucenia marzeń. Patrzy na mnie właśnie z rodzajem wyższości. Ona wie, że jest szyszką i zawsze nią będzie. Tylko kim jestem ja?

Pierwsze spotkanie z szyszką

Posted by Gopi | Posted in

Szyszkę spotkałam na spacerze po parku wokół Schönbrunn w Wiedniu. Możecie obejrzeć tę stronę, jednak wątpię, by jej administrator poświęcił choć milimetr miejsca szyszkom, jakie tam zalegają na ścieszkach i pod drzewami. 

Sam park wokół ukochanego pałacu Marii Teresy jest niesamowicie ugrzeczniony i kontrolowany. Podejrzewam, że żadna roślina nie może rosnąć, tak jakby chciała- charakterek stępią jej czujni ogrodnicy, wiecznie biegający z sekatorami, grabiami itp. Na szczęście za pałacem znajduje się urokliwe wzgórze wraz z Gloriettą- czymkolwiek miał być ten budynek w zamyśle twórców. Na wzgórze dociera tylko część turystów i jeszcze mniejsza ilość ogrodników. Obowiązuje tam chyba zasada, że im dalej od pałacu, tym większa swoboda. Właśnie tam wędrowałam pewnego wrześniowego dzionka, próbując uniknąć japońskich aparatowiczów i deszczu. Pomimo pięknego widoku i niesamowitych wrażeń estetycznych- nudziłam się nieco. Mój połówek, zamiast podziwiać uroki Wiednia, wolał konferencję naukową ECCS 2011
Wypielęgnowane ogrody Schönbrunn (fot. Szyszkowo)

Łaziłam więc, rozmyślając o tym i owym. W pewnym momencie moją uwagę zwróciła szyszka leżąca na skraju pomiędzy dwoma osobnymi światami: ugrzecznionym parkiem i dzikim (jak na realia europejskiej stolicy) laskiem na wzgórzu. Jej obecność wydała mi się dość surrealistyczna, szczególnie po godzinach spędzonych pomiędzy wymuskanymi żywopłotami. Niewiele myśląc- zapakowałam ją jako pamiątkę z podróży. W końcu nie każda szyszka pochodzi z Wiednia. Tkwi w mojej torebce już od jakiegoś tygodnia. Wszystkich zwolenników frontu wyzwolenia szyszek uspokajam, że ma się nieźle. 
Widok na rzeczone wzgórze i wiedeńską Gloriettę,- na szczycie, bliżej Fontanna Neptuna (fot. Szyszkowo)

W pewnym momencie tych moich wiedeńskich, samotnych wędrówek zaczęłam się zastanawiać, jak wygląda świat z perspektywy szyszki.  Refleksje wydały mi się na tyle ciekawe, że postanowiłam założyć o nich blog. 
Szyszka na tle pałacu Marii Teresy (a w sumie Leopolda I). Fot. Szyszkowo

Jeśli ludzie prowadzą blogi o kosmetykach, zwyczajach ślimaków i lepieniu pierogów, to ja chyba mogę o szyszce?
W każdym razie: enjoy!
Uprzedzam też od razu, że ani szyszka ani ja nie jesteśmy poważnymi istotami. Dlatego jednak należy traktować nas z przymrużeniem oka. Sorry, szyszka mówi,  że z przymrużeniem blaszki.

Jakkolwiek- pozdrawiamy wszystkich leśnych ludzi! Niech igliwie będzie z Wami!